Czy Gorzów musi być brzydki – to pytanie zadałam w zaproszeniu do rozmowy o naszym mieście ludziom młodym. Nie przypadkiem w dniu zakończenia roku szkolnego, na bulwarze – miejscu gdzie gorzowska młodzież często się zbiera.
Jak się okazało, większe zainteresowanie i odwagę wykazały głównie dziewczyny. Młodzi ludzie początkowo onieśmieleni, po chwili ze swadą opowiadali co trzeba zrobić, aby pozostali w Gorzowie lub chcieli wrócić do niego po studiach.
Często wskazywali na problemy związane z komunikacją miejską: drogie bilety (“przejazdówka” kosztuje prawie tyle co w Warszawie – usłyszałam), rzadko kursujące autobusy i zabytkowe tramwaje.
Najczęściej wskazywali, że nie mają gdzie spędzać wolnego czasu: mało jest boisk, ścieżek rowerowych, miejsc gdzie można by usiąść i porozmawiać, chociażby na ogólnodostępnym trawniku.
Obiekty sportowe i kultury są dla młodych ludzi drogie: powinny być darmowe koncerty, lodowisko za darmo, a wejściówka na Słowiankę o wiele tańsza – uważają. Przydałoby się więcej festynów I imprez sportowych, zwłaszcza biegowych.
Młodzi gorzowianie żałują, że mało jest dla nich możliwości dorobienia do kieszonkowego oraz staży, które dałyby możliwość sprawdzenia się w wymarzonym zawodzie.
Moi rozmówcy nie byli zdecydowani, czy jako dorośli będą mieszkać w Gorzowie. A szkoda: to warto i trzeba zmienić. Trzeba ich wesprzeć w poznawaniu możliwości dalszej edukacji: szkołę czasami wybierają przypadkowo, bo nie znają oferty edukacyjnej.
Moje spotkanie zaczęliśmy od prowokacyjnego tematu – brzydki Gorzów – bo brzydki nie jest, ale zaniedbany, a wyszła rozmowa o wszystkim. Jestem przekonana, że będą i następne.